30 września 2025 roku świat szeroko rozumianego fitnessu obiegła wiadomość o pozwie Stravy przeciwko Garminowi. Pierwszą reakcją wielu użytkowników obu systemów (w tym i mnie, bo na co dzień korzystam z zegarka Garmina sparowanego ze Stravą) była konsternacja. Po co Strava strzela w stronę firmy, z której produktów korzysta olbrzymia część jej użytkowników?
Gdy partnerzy stają się wrogami
Napisać, że proces wytoczony przez właścicieli Stravy przeciwko Garminowi zaskoczył obserwatorów branży fitness to dość delikatnie powiedziane. Te dwie firmy przez lata były przecież niemal nierozłączne – każdy użytkownik Garmina z automatu synchronizował swoje treningi ze Stravą, a Strava Live Segments to jedna z najlepszych funkcji współczesnych komputerów rowerowych.
Teraz jednak dawni partnerzy stoją po przeciwnych stronach sali sądowej. Strava oskarża Garmina o naruszenie patentów dotyczących segmentów i heatmap oraz złamanie umowy Master Cooperation Agreement z 2015 roku. Co więcej, domaga się zakazu sprzedaży praktycznie wszystkich zegarków i komputerów rowerowych amerykańskiego giganta.
O co tak naprawdę toczy się spór?
Powierzchownie rzecz biorąc, pozew dotyczy dwóch kluczowych funkcjonalności Stravy. Pierwsza to segmenty – odcinki tras, na których sportowcy mogą rywalizować o najlepsze czasy. Druga to heatmapy, pokazujące popularne trasy na podstawie aktywności użytkowników. Obie te funkcje są jednymi z głównych powodów, dla których użytkownicy wybierają Stravę, i mocno kojarzą się właśnie z tą aplikacją. To samo znajdziemy w funkcjonalnościach Garmina, więc powierzchownie mogłoby się wydawać, że Strava ma podstawy do pozwu.
Problem? Garmin wprowadził własne segmenty już w 2014 roku z Edge 1000, a mapy popularności działały w Garmin Connect od 2013 roku – znacznie przed złożeniem patentów przez Stravę. To nieco komplikuje sprawę dla strony powodowej.
Prawdziwy zarzewiem konfliktu wydaje się jednak coś zupełnie innego. 1 lipca 2025 roku Garmin ogłosił nowe wytyczne dla partnerów API, wymagające umieszczania logo Garmina na każdym poście, wykresie czy karcie udostępniania w aplikacjach zewnętrznych. Strava miała czas do 1 listopada na dostosowanie się lub ryzykowanie odcięcia dostępu do API. Najwyraźniej jej to nie w smak, skoro wytoczyła teraz grube działa.
Słowo klucz: hipokryzja
Najbardziej zabawną częścią całej afery jest reakcja Stravy na wymagania brandingowe. Firma nazywa je „nachalną reklamą” i broni „własności danych użytkowników”. To samo przedsiębiorstwo, które rok wcześniej wprowadziło podobne wymagania dla aplikacji korzystających z własnego API. Nic dziwnego, że argumentacja brzmi… dość nietrafnie.
Jeszcze głupiej brzmi fakt, że Strava chce sądownie zablokować sprzedaż urządzeń Garmina na całym świecie, jednocześnie wyrażając nadzieję, że Garmin „nie zablokuje możliwości synchronizacji danych z ich platformą„. Czy tylko mi się wydaje, że to pewien brak konsekwencji?
Co grozi użytkownikom?
Na papierze pozew brzmi przerażająco. Strava domaga się stałego zakazu sprzedaży większości zegarków i komputerów rowerowych Garmina. W praktyce jednak ryzyko jest znacznie mniejsze.
Pierwszą linią obrony Garmina będzie kwestionowanie ważności patentów Stravy. Gdy firma wprowadzała funkcje przed złożeniem patentów przez konkurenta, udowodnienie naruszenia staje się sporym wyzwaniem. Prawnik nie musi być geniuszem, by wykorzystać fakt, że mapy popularności działały w Garmin Connect już w 2013 roku.
Druga kwestia to praktyczne aspekty takiego zakazu. Nawet gdyby sąd przychylił się do żądań Stravy, implementacja takiego nakazu zajęłaby lata, a Garmin miałby czas na odwołania i ewentualne zmiany w oprogramowaniu.
Nowe rozdanie w branży
Prawdziwe znaczenie tego sporu wykracza daleko poza sądowne przepychanki. Po latach pokojowej współpracy między gigantami fitness tech nadchodzi era agresywnej konkurencji i wojen patentowych.
Inne firmy już wyciągają wnioski – Suunto także złożyło pozew przeciwko Garminowi o naruszenie patentów. Przyszłość może przynieść nam więcej takich konfliktów, gdy producenci będą coraz bardziej strzegli swojej własności intelektualnej.
Dla użytkowników oznacza to potencjalnie mniej integracji między platformami, więcej wymuszonych brandingów i ogólnie mniej wygodne korzystanie z ekosystemu aplikacji fitness. To cena za eskalację prawnych wojen w branży, które może służą nabijaniu kieszeni właścicieli marek, ale na pewno nie przyniosą niczego dobrego użytkownikom.
Czy warto się martwić?
Szczerze mówiąc – nie bardzo. Mimo dramatycznych zapowiedzi, synchronizacja między urządzeniami Garmina a Stravą ma działać normalnie. Obie strony zdają sobie sprawę, że zablokowanie tego połączenia zaszkodziłoby głównie użytkownikom.
Prawdopodobnie końcowym rezultatem będzie jakieś ugodowe rozwiązanie – może niewielkie licencje, może kosmetyczne zmiany w funkcjach. Garmin ma zbyt silną pozycję rynkową i zbyt dobre argumenty prawne, by ustąpić przed drastycznymi żądaniami Stravy.
Jedyne, co może się zmienić, to większa liczba logotypów w aplikacjach i mniej płynna integracja między platformami. Nie koniec świata, choć rzeczywiście nieco irytujące.
W końcu to wojna gigantów, a my jesteśmy tylko tymi, co chcemy po prostu zarejestrować trening i zebrać kudosy od znajomych. I prawdopodobnie tak pozostanie.
Sprawdź Garmin Instinct 2 Solar już za 971 złotych w promocji
Jeśli artykuł jest dla Ciebie wartościowy, i chciałbyś czytać więcej podobnych treści na stronie bez wszechobecnych reklam, zobacz jak możesz wesprzeć działanie portalu. Dzięki osobom robiącym zakupy przez linki afiliacyjne, patronów i osoby „stawiające kawę” Fitnessowy.NET może działać bez reklam i śmieciowych treści.
Newsletter treningowy
Uruchomiłem w końcu newsletter. Jeśli się zapiszesz, nie częściej niż raz w tygodniu otrzymasz e-mail z zestawieniem najciekawszych artykułów ostatnich dni, wybranymi treściami około-treningowymi oraz informacjami o godnych uwagi promocjach.
Obiecuję nie spamować :)