Po 12 latach jazdy na rowerach Enduro przesiadłem się na downcountry… i nie żałuję

przesiadka na downcountry z enduro
Giant Trance, wbrew moim obawom, nie ograniczał mnie nawet nad Gardą

Jesienią ubiegłego roku zdecydowałem się kupić nowy rower, który będzie uzupełnieniem dla mojego dotychczasowego Gianta Reigna – typowego przedstawiciela rowerów enduro. Wybór padł na jego znacznie lżejszego brata – Giant’a Trance na kołach 29, z zawieszeniem o skoku 120 mm i przednim amortyzatorem o skoku 130 milimetrów. Kupując rower wpisujący się idealnie w trend downcountry – otwarta geometria, krótki skok zawieszenia, bliższy rowerom XC niż Enduro – nie sądziłem że to właśnie Trance stanie się moim głównym rowerem do wszystkiego, a Reign trafi ostatecznie na OLX gdzie nadal oczekuje na kupca.

Teoria: czym są rowery downcountry?

Rowery downcountry to nowa “podklasa” rowerów górskich, która łączy cechy rowerów XC (lekkość, szybkość na podjazdach) z rowerami Enduro (otwarta geometria, wytrzymałość). Praktycznie jest to odnoga rowerów ścieżkowych/all mountain o mniejszym skoku zawieszenia (zwykle 100-120 mm) i geometrią sprzyjającą zjeżdżaniu (kąt główki 65-66 stopni). Przykładami rowerów downcountry mogą być kupiony przeze mnie Giant Trance, Santa Cruz Tallboy czy Trek Top Fuel.

Długie podjazdy na rowerze enduro mogą być katorgą, rower z mniejszym skokiem może tutaj okazać się remedium na poziomie Vytautasa na kaca.

Praktyka: dlaczego zamieniłem enduro na Giant’a Trance z 120 mm skoku?

Prowadząc własne studio treningowe cierpię na chroniczny brak czasu. To dość popularny problem, i nie jestem w tym wyjątkiem. Część moich znajomych przesiadła się z tego powodu na e-bike – ale jako że jeśli chodzi o rowery to uznaję klasyczne podejście w którym rower jest pojazdem napędzanym siłą mięśni a nie silnikiem – to ta ewentualność nie była przeze mnie brana pod uwagę. Jednocześnie podjeżdżanie na rowerze enduro nie należy do najszybszych – owszem, Giant Reign daje radę na podjazdach, i nawet robiłem nim trasy po 70+ km w górach, ale duży skok zawieszenia powoduje pompowanie podczas szybszego, twardszego podjeżdżania. Rower enduro też z założenia jest “ciężej” poskładany – z grubszymi oponami, bardziej pancernymi obręczami i osprzętem. W zestawieniu z rowerem XC / Downcountry z tej samej półki cenowej zawsze zobaczymy różnicę wagową, a ta z kolei przekłada się w mniejszym lub większym stopniu na szybkość podjeżdżania.

Naturalne ścieżki to teren, gdzie rower downcountry sprawdza się najlepiej

A to właśnie tempo podjeżdżania dla mnie, w sytuacji gdy nie mam zbyt wiele czasu na jazdę, jest kluczowe. Różnice są zarówno w szybkości samego podjazdu – Trance podjeżdżam przy podobnym tętnie 20% szybciej – jak i odczuciu zmęczenia po samej jeździe. “Szybkie strzały”, czyli wycieczki trwające 3-4 godziny to teraz około 1500 metrów w pionie i 35-40 sytych kilometrów. Całkiem sporo, jak na osobę która jeździ na rowerze w porywach 2 razy w tygodniu.

downcountry czy enduro?
Tę sekcje rok temu “patentowałem” na rowerze enduro, na Trance przejechałem ją od strzału.

Same podjazdy jednak nie wywołałyby przesiadki, gdyby nie to, że na zjazdach jeżdżąc na rowerze o mniejszym skoku…niewiele tracę. Przynajmniej jeżdżąc po trasach które lubię – naturalnych ścieżkach, szlakach, czasem robionych “trailach”, ale bez wizyt w bike parkach. Tempo zjazdu obecnie mam takie same lub szybsze na Trance niż na Reign’ie, co zresztą widzę na Stravie. W zdecydowanej większości przypadków na zjazdach kwalifikuję się do 10% najszybszych przejazdów na danym segmencie, a na trasach “flow” – 3-5%. Na naturalnych trudnych trasach także jest lepiej – podczas niedawnego wyjazdu nad Jezioro Garda udało mi się przejechać “od strzału” wiele sekcji, które we wrześniu ubiegłego roku musiałem na Reignie sprowadzać. Oczywiście swoje robi tutaj też kwestia “wjeżdżenia” w rower – na początku aż tak kolorowo nie było – ale też to, że Trance wymusił na mnie pracę nad techniką jazdy.

W tym roku rower Enduro wziąłem w góry… tylko raz.

Downcountry to jednak nie opcja dla każdego

Wspomniane kawałek wyżej wymagania odnośnie poprawy techniki jazdy sprawiają jednocześnie, że rowery downcountry nie będą idealnym wyborem dla każdego. Jeśli zaczynasz swoją przygodę z kolarstwem górskim w wydaniu grawitacyjnym, to dobrze mieć rower wybaczający mniejsze lub większe błędy. W przypadku posiadanego przeze mnie Trance margines błędu w przypadku skoków i lądowań nie jest zbyt duży. O ile jeżdżąc na Reignie musiałem popełnić naprawdę potężnego babola technicznego, żeby rower mnie gdzieś pociągnął na bok albo “pozamiatał” na boki, o tyle w przypadku Trance dostaję informacje zwrotną po każdym gorszym lądowaniu.

Trudniejszy / bardziej kamienisty szlak to także nie problem

W moim przypadku – po latach jazdy – jest to do opanowania. Ale czy ktoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę będzie potrafił opanować rower, który po każdym krzywym lądowaniu ciągnie w drzewo? Śmiem wątpić.

Podobnie myślę że tego typu rower nie będzie dobrym wyborem dla osoby, która chce więcej czasu spędzać w bike parkach, i korzystać z wyciągu do zdobywania wysokości. W takiej sytuacji nie ma żadnego logicznego powodu by ograniczać sobie skok jakim dysponujemy w swoim rowerze, i “klasyczne” enduro będzie tutaj idealnym rozwiązaniem.

Podsumowanie: dla kogo downcountry będzie idealnym wyborem?

Jeśli lubisz jeździć zarówno w górę jak i w dół, nie spędzasz zbyt dużo czasu w bike parkach, a Twoje umiejętności jazdy są już powyżej przeciętnej – rower o skoku 120-130 milimetrów i kołach 29 cali to prawdopodobnie najlepszy wybór. Z mojego doświadczenia wynika że na takim rowerze da się bez większych problemów przejechać wszystko to, co możliwe jest do przejechania na rowerach enduro. Czasami będziemy musieli jechać nieco wolniej – na sekcjach z bardzo dużą ilością uskoków i kamieni zwyczajnie może nam zacząć brakować zawieszenia – ale jeśli jakaś sekcja jest przejezdna na enduro – będzie przejezdna też na rowerze ściezkowym / downcountry.

W przypadku technicznych, wolnych szlaków, rower z mniejszym skokiem może paradoksalnie pomóc nam jechać szybciej i pewniej niż enduro. Podczas jednego z przejazdów moim “klasykiem” nad Jeziorem Garda byłem zdziwiony, że przejechałem wszystkie agrafki (ciasne zakręty) bez żadnej podpórki. W większości przypadków nie musiałem nawet wykorzystywać stójki na przednim kole i przenoszenia tylnego (tzw. pivotów).

“Klasyka” nad Gardą – Coast Trail

Czy kupiłbym Giant’a Trance jeszcze raz?

Osobiście jestem zadowolony z wyboru Trance’a, choć nie wiem czy kupując drugi raz nie wybrałbym któregoś z niemieckich producentów ze względu na lepszy stosunek ceny do jakości. Pomijając kwestie średniej klasy seryjnych hamulców w Trance (wymieniłem na Magury) i bardzo słabej trwałości lakieru, największym problemem Giant’a było jego rozkręcanie się. Czasami mam wrażenie, że w fabryce poskąpili kleju do gwintów. Na przestrzeni 7 miesięcy i nieco ponad 1300 kilometrów zrobionych w górach zdążyło mi się 2 razy rozkręcić zawieszenie, raz sztyca regulowana i kilka razy przednia piasta. Każdą z tych rzeczy dało się naprawić własnym sumptem (kupiłem tylko klucz dynamometryczny) i po potraktowaniu gwintów Loctite’m problemy się nie powtórzyły, ale nie powinienem musieć tego robić.

Jaki rower downcountry kupić? 5 godnych uwagi modeli 2023

Jak już wspomniałem, niemieccy producenci zdecydowanie oferują najlepszy stosunek ceny do jakości, nie tylko w przypadku rowerów downcountry. Minusem takiego rozwiązania jest konieczność zakupu wysyłkowego, ale plusem – zauważalnie niższa cena. 5 rowerów na które warto zwrócić uwagę w tym segmencie to:

  • Canyon Spectral 125 – 140 mm z przodu, 125 milimetrów z tyłu, dostępne opcje aluminiowe i karbonowe. Najbardziej płaska główka w kategorii (64 stopnie). Dostępny do zamówienia na stronie producenta. Wersja aluminiowa zaczyna się od 8300 złotych, ale sensowna konfiguracja to koszt 10800 złotych.
  • Focus Thron – 130 milimetrów skoku z przodu i z tyłu, klasyczny kąt główki (66,5 stopni) zbliżający go do klasycznego rowera ścieżkowego. Niewątpliwym plusem jest niska cena (poniżej 1600 Euro za wersje podstawową, 2150 Euro za dobrze wyposażoną). Dostępny w Bike-Components (link wyżej).
  • Giant Trance – “mój” rower. Obecny rocznik nie zmienił się od poprzedniego, zresztą znając praktyki tej firmy można założyć że i w 2024 roku będzie to praktycznie ten sam sprzęt. Plusem jest duża sieć dystrybutorów w Polsce, minusem – cena. Wersja podstawowa (Trance 2) to obecnie około 12000 złotych, posiadany przeze mnie Trance 1 – powyżej 14000 złotych (obie ceny po obniżkach).
  • Santa Cruz Tallboy – najdroższy w zestawieniu rower dostępny jest tylko w wersji karbonowej. W Polsce podstawowa konfiguracja oparta o Rock Shox Pike i grupę Eagle NX kosztuje około 25 tysięcy złotych (w przecenie). Na zachodzie Tallboy występuje z Fox’em i grupą GX za około 30 tysięcy złotych.
  • Radon Skeen Trail – rower marki należącej do niemieckiego Bike Discount oferuje konfigurację skoku bardzo zbliżoną do mojego Trance. 130 skoku z przodu, 120 z tyłu, bardzo zbliżona geometria. Cena – znacznie bardziej atrakcyjna: od 1600 Euro za wersję aluminiową i okolice 2200 Euro za wersję karbonową.

Jeśli uważasz że materiały zawarte ma stronie są wartościowe, możesz wesprzeć Fitnessowy.NET na kilka różnych sposobów, z których najprostszym jest dokonanie dowolnego zakupu na Amazon za pośrednictwem linków umieszczonych na portalu. Więcej sposobów wspierania rozwoju strony znajdziesz w dziale wsparcie..
Dzięki przychodom z tych źródeł serwis jest bezpłatny i pozbawiony irytujących reklam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mogą Cię zainteresować